A gdyby tak, zamiast na plażę, wyruszyć na dno Bałtyku? Od wieków zatopione statki działały na wyobraźnię. Niemal każdemu kojarzą się z piratami, zatopionymi skarbami i jakąś romantyczną historią. Na dnie Bałtyku spoczywa kilkaset wraków statków z różnych epok, począwszy od średniowiecznych kog, przez galeony z okresu potopu szwedzkiego, po statki i okręty zatopione podczas drugiej wojny światowej oraz współczesne jednostki handlowe. Niektóre z nich można po prostu zwiedzać, na inne wstęp został wzbroniony.

Nurkowe eldorado

Do tej pory urzędy morskie w Szczecinie i Gdyni zidentyfikowały ponad dwieście wraków, które zalegają dno morza na administrowanym przez nie wodach. Na całym Bałtyku może być ich nawetsto razy więcej. Jest więc w czym wybierać. Mało osób zdaje sobie sprawę, że polskie wybrzeże uważane jest w nurkowym światku Europy za wrakowe eldorado. Bałtyk ma stosunkowo niewielką głębokość, przez co większość wraków dostępna jest nawet dla osób nurkujących amatorsko. Dodatkowe korzyści to dość niska temperatura wody, niewielkie zasolenie oraz brak, typowych dla mórz tropikalnych, organizmów morskich. Dzięki takim warunkom wraki są zwykle w niemal nienaruszonym stanie. W Bałtyku nie występuje też największy wróg drewnianych statków, świdrak okrętowiec, mięczak, który potrafi zupełnie unicestwić poszycie kadłuba w ciągu kilkudziesięciu lat.

Wrak blisko plaży

Niecałe dwieście metrów od plaży na Mierzei Sarbskiej niedaleko latarni morskiej Stilo, leży na dnie wrak frachtowca „West Star”. Jednostka zatonęła w 971 roku transportując ładunek drewna z Gdańska do Wielkiej Brytanii. Po nieskutecznej próbie ratowania statku, opuszczony przez załogę „West Star” osiadł na dnie. Dziś, spoczywający na kilkumetrowej zaledwie głębokości, wrak jest bardzo atrakcyjnym obiektem podwodnej penetracji, dostępnym tym bardziej, że można dopłynąć do niego nawet z plaży. „West Star” leży tak płytko, że jego maszty wystają nieco z powierzchni wody.

Znacznie więcej umiejętności wymaga za to eksploracja wraku okrętu wojennego Kriegsmarine „Boelcke”, spoczywającego na dnie niecałe dwie mile na wschód od krańca Półwyspu Helskiego, który służył jako pływający warsztat łodzi latających Luftwaffe. Zatonął trafiony bombą w kwietniu 1945 roku i spoczywa na głębokości ponad 50 metrów. Właśnie ze względu na znaczną głębokość nurkowanie do niego wymaga specjalnych uprawnień nurkowych i pozwoleń Urzędu Morskiego.

-> Jeśli skarby, to i piraci. Przeczytaj o niezwykłym królu: Król – pirat. Historia Eryka Pomorskiego <-

Podwodny park

Jednym z najsłynniejszych znalezisk na Bałtyku jest wrak szwedzkiego żaglowca „Solen”, który brał udział w bitwie pod Oliwą w 1627 roku. Dowodzony przez kapitana Alexandra Forattha „Solen” został zaatakowany przez należący do Polski galeon „Wodnik”. Szwedzka załoga, nie widząc możliwości ucieczki, zatopiła okręt wysadzając dziobową komorę prochową. Wrak został przypadkowo odnaleziony w 1969 roku i przetransportowany w rejon Gdyni Orłowa. Powstaje tam podwodny park archeologiczny „Zatoka Gdańska”, którego gospodarzem jest Centralne Muzeum Morskie w Gdańsku. Ten podwodny skansen, który położony jest na głębokości zaledwie piętnastu metrów pod powierzchnią morza, służyć ma wszystkim amatorom nurkowania, którzy chcieliby dotknąć własnymi rękami podwodnych zabytków historii.

Prawdziwym oczkiem w głowie podwodnych archeologów jest zlokalizowany u wybrzeży szwedzkiej Olandii wrak galeonu „Mars”, który zatonął w XVI wieku. Był dumą floty wojennej króla Szwecji Eryka XIV Wazy i największym okrętem wojennym jaki w tamtych czasach pływał po Bałtyku. W czasie walk z duńską flotą wojenną, w 1564 roku zatonął po wybuchu prochu na pokładzie. Dziś wrak „Marsa” spoczywa na głębokości 73 metrów. „Mars” pilnowany jest przez szwedzką straż przybrzeżną, aby zapobiec rabunkowi jego wyposażenia przez amatorów morskich staroci. Chodź zgromadzony na jego pokładzie skarb jest cenny, dla archeologów i historyków ważniejsza jest wartość niematerialna. „Mars” stanowi świetne źródło wiedzy o XVI wiecznym szkutnictwie. Pewnego dnia, być może, będzie można zejść na jego pokład. A być może, w niedalekiej przyszłości znajdzie się inny, bezpieczny sposób, żeby każdy turysta mógł zwiedzać dno Bałtyku.

Piotr Kałuża