Ich utwory bawią, wzruszają i inspirują od ponad czterdziestu lat. Są drugim po The Beatles najpopularniejszym zespołem w historii muzyki. Ostatni album wydali trzy dekady temu, a nadal sprzedają miliony płyt rocznie. Musical „Mamma Mia”, oparty w całości na ich piosenkach, od czasu premiery obejrzały ponad 54 miliony widzów na całym świecie.

Madonna musiała błagać ich o zgodę na użycie sampla z „Gimme, Gimme, Gimme” w swoim „Hang Up”. Beth Ditto z The Gossip przyznaje, że zachwyca ją prostota i surowość ich brzmienia. U Lady Gagi słychać echa „Fernando”. Własne wersje ich piosenek nagrywali Mike Oldfield, Sinéad O’Connor, Kylie Minogue i The Rasmus. Istnieją płyty z aranżacjami na orkiestrę symfoniczną, chóry gregoriańskie, w wersjach synthpopowej (zespół Erasure), metalowej (album „A Tribute to ABBA”), dance (zespół E-rotic) i w punkowym stylu Ramones (zespół GABBA). W latach 90. szwedzcy producenci próbowali powtórzyć ich sukces, jednak ani Ace of Base, ani nastoletni cover-band A*Teens nie zbliżyli się nawet do progu popularności, jaką zdobyła ABBA.

Droga do gwiazd

Historia ABBY to opowieść o czwórce artystów, których ścieżki skrzyżowały się, kiedy szukali szczęścia na szwedzkiej scenie muzycznej. Benny Andersson i Björn Ulvaeus, zaprzyjaźnili się jadąc na wspólny koncert swoich zespołów. Kiedy jazzowa wokalistka Anni-Frid „Frida” Lyngstad i młoda gwiazdka Agnetha Fältskog spotkały się w telewizji, nie spodziewały się, że wkrótce zostaną twarzami i głosami Szwecji, rozpoznawanymi w każdym zakątku kuli ziemskiej. Przeznaczenie chciało, żeby ich losy skrzyżowały się na długo: pod koniec lat 70. Benny oświadczył się poznanej pół roku wcześniej Fridzie, a niedługo później Björn poślubił Agnethę. Świat jeszcze nie wiedział, że właśnie rodzi się legenda.

Ich pierwszy wspólny występ był spontaniczny. Śpiewając na cypryjskiej plaży zyskali aplauz przypadkowej publiczności – stacjonujących tam żołnierzy. Pierwszy singiel wydali  pod mało medialną nazwą „Björn & Benny, Agnetha & Anni-Frid”. Nie mając pomysłu na nic bardziej chwytliwego, ogłosili konkurs w gazecie – wśród propozycji znalazły się „Alibaba”, „FABB” i „Baba”. „ABBA” była żartem ich menedżera Stiga Andersona. Pod tą marką działał szwedzki producent konserw rybnych, jednak nazwa pasowała do zespołu i spodobała się na tyle, że zdecydowali się odkupić prawa do jej używania.

W 1974 roku publiczność oszalała na punkcie „Waterloo”, dając ABBIE zwycięstwo w 19. edycji festiwalu Eurowizji. Od Szwecji po Australię zaczęła się ABBA-mania. „Honey, Honey”, „Mamma mia”,  „S.O.S.” i „Dancing Queen” bezkonkurencyjnie podbiły parkiety taneczne i listy przebojów na całym świecie. ABBA koncertowała w przepełnionych salach. Na album „Super Trouper” w Wielkiej Brytanii złożono ponad milion przedpremierowych zamówień. Dla fanów w Ameryce Południowej zespół nagrał hiszpańskojęzyczne wersje swoich największych przebojów. Szacuje się, że dzisiaj nadal sprzedawane jest ponad 3000 płyt ABBY dziennie.

Chociaż od 1982 roku nie ukazały się nowe nagrania – oficjalnie nigdy nie ogłoszono rozwiązania grupy. Jej członkowie odmówili jednak wspólnego powrotu na scenę, nawet gdy w 2000 roku zaproponowano im miliard dolarów za trasę koncertową. „Chcemy, żeby ludzie zapamiętali nas takimi, jakimi byliśmy – młodych, pełnych energii i ambicji” – komentował decyzję Björn.

-> Interesuje Cię szwedzka muzyka? Zobacz naszą playlistę: Muzyka szwedzka, którą warto dodać do playlisty <-

Fenomen prostoty

Muzyka ABBY odcisnęła piętno na słuchaczach dorastających z nią, a dziś bawi i wzrusza kolejne pokolenia. Wielką moc jej oddziaływania pokazał film „Wesele Muriel”. Główna bohaterka słuchając ABBY czerpała siły do życiowych zmian, komentowała ich piosenkami szczęśliwe chwile i szukała w nich pocieszenia.

Trudno jednoznacznie określić z czego wynika fenomen szwedzkiej supergrupy. Z jednej strony mamy do czynienia z muzyką prostą, przyjemną dla ucha, ocierającym się o kicz popem i disco. Z drugiej strony, zespołowi nie można odmówić talentu, charyzmy i profesjonalizmu. Ich kompozycje są różnorodne i dopracowane. Kiedy trzeba porywają do tańca, kiedy trzeba – skłaniają do refleksji. Ogromne znaczenie odgrywa specyficzne brzmienie ABBY, wykreowane przez  producenta Michaela Treatowa. Teledyski Lasse Hallstroma (późniejszego reżysera nominowanych do Oscara filmów „Co gryzie Gilberta Grape’a” i „Czekolada”), które w latach 70. były świeżym sposobem dotarcia do odbiorców we wszystkich zakątkach świata, dziś uznawane są za klasyki.

Współcześnie najważniejszy wydaje się fakt, że niemal każdy może znaleźć w muzyce ABBY siebie – starzy i młodzi, nastolatki i rozwodnicy, heteroseksualiści i geje. W  ich piosenkach jest radość, nostalgia, energia, smutek i pocieszenie. Perkusista pierwszego składu ABBY, Roger Palm, o ich muzyce mówi: „Przypomina mi o młodości i apetycie na życie”.

Życie legendy

Rzesze fanów ABBY nie maleją z upływem lat. Ci, którzy nie mieli szczęścia obejrzeć zespołu na żywo, polują na występy tzw. tribute shows – grup naśladowców, odtwarzających muzykę ABBY w klimacie ich koncertów z czasów największej popularności.

W maju 2013 r. zespół doczekał się hołdu w postaci własnego muzeum w Sztokholmie. Wśród eksponatów, oprócz kostiumów, zdjęć i wycinków prasowych, znajduje się m.in. pianino połączone z instrumentem w domu Benny’ego (gdy muzyk gra u siebie, w muzeum słychać te same dźwięki) i czerwony telefon, którego numer znają wyłącznie członkowie ABBY (więc lepiej odbierz, kiedy zadzwoni!). ABBA: The Museum stawia na interaktywność. Można zatańczyć na podświetlanym parkiecie, zaśpiewać swoje ulubione piosenki w towarzystwie hologramów Agnethy, Fridy, Benny’ego i Björna, oraz zmiksować utwór w replice studia nagraniowego Polar Music. Twórcy muzeum zapewniają, że ich celem jest stworzenie niepowtarzalnego doświadczenia dla odwiedzających. „Chcemy, żebyś wyszedł na scenę i poczuł się jak piąty członek ABBY” – czytamy na stronie www.abbathemuseum.com – „Wejdziesz spacerem, wyjdziesz tańcząc”.

Zuzanna Czerniak